"Wierzysz w demony? Większość ludzi nie wierzy.
Niesłusznie. Demony istnieją. I potrafią zniszczyć twoje życie. Tylko dlatego, że na kogoś musiało paść. A może kiedyś wszedłeś w ich sfery lub po prostu zwróciłeś na siebie ich uwagę zbytnim optymizmem? Może uśmiechnąłeś się w złym momencie? A terasz dziwisz się, że życie wali ci się na głowę...
Księga jesiennych demonów to książka o wszystkim, co niezwykłe; o wszystkim, co nie powinno się zdarzyć w życiu normalnego człowieka. A jednak się zdarza.
Proste rozwiązania są dla prostych problemów. Dla ciebie jest Księga."
- od wydawcy
Do tej pory Grzędowicza kojarzyłam z serii Pan Lodowego Ogrodu. Nie ciągnęło mnie do lektury tejże, ale jak zobaczyłam Księgę jesiennych demonów w księgarni byłam oczarowana okładką. Takie niepokojąco straszne okładki to jest to, co tygryski lubią najbardziej. Minęło jednak trochę czasu zanim nabyłam swój egzemplarz (na czytnik).
Nie zaczęłam czytać od razu, ale jak to nastąpiło to przeczytałam całość w 3 dni. Niestety nie dlatego, że jest takie wciągające i trzymające w napięciu, ale dlatego, że liczyłam, że w końcu dostanę to, czego po niej oczekiwałam. A oczekiwałam bardzo dużo... I się zawiodłam. Warsztatowo jest super, ale, biorąc pod uwagę okładkę, spodziewałam się horroru w realiach na przestrzeni mistycznej.
Całość podzielona jest na kilka mniejszych historii różnych ludzi. Prolog i Epilog stanowią jedność. Znajdziemy tu człowieka który otrzymał kartę kredytową, którą możesz płacić wszędzie, mimo że nie płacisz pieniędzmi (swoją drogą to chyba było najlepsze opowiadanie). Znajdziemy historię terapeuty, do którego zgłasza się Bóg z problemami egzystencjalnymi. Znajdziemy czarownicę, która związała swój los z wilkołakiem. A na sam koniec poznajemy wierzenia w czarne motyle, które zwiastują śmierć.
Nie mówię, że była to słaba lektura, bo taka nie była. Podobała mi się ta książka, ale niestety nie było to to, czego oczekiwałam. Mam mieszane uczucia. Nie wiem czy Wam ją polecać, ale nie wiem też czy mogę się podpisać pod niepolecaniem.
Nie zaczęłam czytać od razu, ale jak to nastąpiło to przeczytałam całość w 3 dni. Niestety nie dlatego, że jest takie wciągające i trzymające w napięciu, ale dlatego, że liczyłam, że w końcu dostanę to, czego po niej oczekiwałam. A oczekiwałam bardzo dużo... I się zawiodłam. Warsztatowo jest super, ale, biorąc pod uwagę okładkę, spodziewałam się horroru w realiach na przestrzeni mistycznej.
Całość podzielona jest na kilka mniejszych historii różnych ludzi. Prolog i Epilog stanowią jedność. Znajdziemy tu człowieka który otrzymał kartę kredytową, którą możesz płacić wszędzie, mimo że nie płacisz pieniędzmi (swoją drogą to chyba było najlepsze opowiadanie). Znajdziemy historię terapeuty, do którego zgłasza się Bóg z problemami egzystencjalnymi. Znajdziemy czarownicę, która związała swój los z wilkołakiem. A na sam koniec poznajemy wierzenia w czarne motyle, które zwiastują śmierć.
Nie mówię, że była to słaba lektura, bo taka nie była. Podobała mi się ta książka, ale niestety nie było to to, czego oczekiwałam. Mam mieszane uczucia. Nie wiem czy Wam ją polecać, ale nie wiem też czy mogę się podpisać pod niepolecaniem.
★★★★★★★☆☆☆
Księga jesiennych demonów, Jarosław Grzędowicz, Fabryka Słów, 2014