Tytuł oryginału: The Portable Door
Tytuł polski: Przenośne drzwi
Autor: Tom Holt
Data premiery: 6.10.2009 r.
Wydawca: Prószyński Media
Liczba stron: 320
"Start w nowej pracy jest zawsze stresujący. Gdy Paul Carpenter przychodzi do biura J.W. Wells & Co i od razu czuje się znudzony (jedynie atrakcyjna koleżanka przyciąga jego uwagę), nawet nie ma pojęcia, w jakie wpadł tarapaty. Paul widzi, że dookoła dziwnie się dzieje, a w sobie (o zgrozo!) odkrywa niepokojące pokłady czarodziejskich talentów. Znajduje też tytułowe drzwi, pozornie zwykłe drzwi biurowe...
Tom Holt (ur. 1961) - popularny brytyjski autor, mistrz tzw. komicznej fantasy, często porównywany do Terry'ego Pratchetta.W swoich powieściach wykorzystuje motywy mitologiczne, historyczne i literackie, najczęściej je parodiując."
- od wydawcy
Muszę się bez bicia przyznać, że nie przepadam za fantastyką. Z tego gatunku przeczytałam jedynie klasykę gatunku - sagę o Ziemiomorzu Ursuli K. le Guin. Nabyłam tę książkę zupełnie przez przypadek podczas kupowania innej książki, już nawet nie pamiętam jakiej, bo było to w odległej przeszłości. W każdym razie zaintrygował mnie opis i przede wszystkim okładka, którą uważam za uroczą, zwłaszcza ten zielony chochlik z eliksirem miłosnym. I tak w oka mgnieniu książka znalazła się u mnie na półce. Po przeczytaniu niespełna dwóch rozdziałów miałam dość. Jednak kilka tygodni temu postanowiłam dać jej jeszcze jedną szansę. I nie żałuje, chociaż w sumie o nie wiem dlaczego, bo przy zdrowych zmysłach bym tak nie powiedziała.
Kupiłam książkę nie dla samej treści, lecz dla sprawdzenia tych elementów, które autor zaczerpnął z mitologii, historii czy literatury. I nie rozczarowałam się! Pojawiają się wątki, oczywiście oprócz tych oczywistych dla samego gatunku, króla Artura, Tardis z "Doktora Who" (którego uwielbiam <3). I moje ulubione - choć nie za bardzo wpisujące się w tę grupę - odniesienia do sanskrytu. Bawi mnie to niezmiernie, ale może dlatego, że już co nie co jestem w stanie powiedzieć w tym języku. Niestety nie należy on do najłatwiejszych.
O bohaterach słów kilka: Paul Carpenter to niezbyt przystojny i niezbyt ciekawy facecik. Szczerze powiedziawszy to takie flaki w oleju. Ni to wygadane ni to absorbujące. Jego przemyślenia w większości prowadziły mnie w stronę, jakże wielkiej, irytacji. Jak się nic nie dzieje to jest źle. Druga w kolejności jest Sophie P. - obiekt westchnień Paul'a. Nawiasem mówiąc nie wiem co on w niej widzi. Jest irytująca, niezbyt miła i do tego mam wrażenie, że też niezbyt atrakcyjna (na pewno atrakcyjności nie dodają jej "zabiegi pielęgnacyjne"). Natomiast wielkim atutem książki są barwne postacie drugoplanowe. Zaczynając od goblinów kończąc na elfach. Nie będę wdawać się w szczegóły kto, jak i dlaczego, ale "dla każdego coś dobrego." Wtrącę jednak, że pojawił się nawet wątek polski, pod postacią jednego ze wspólników J.W. Wells & Co.
Styl pisania też pozostawia wiele do życzenia, ale raczej pod względem chaotyczności. Bez ładu i składu są przeskakiwania z wątku na wątek. Jednakże książkę czyta się łatwo i przyjemnie. Po skończonym rozdziale, chce się zacząć kolejny, żeby sprawdzić co dalej. Do stylu Pratchetta nie mogę się odwoływać, bo nic nie czytałam, ale nie spodziewam się, że jest podobny. W końcu Tom Holt jest TYLKO porównywany do Pratchetta. A jeżeli rozpatrywać styl w kontekście gatunku - fantastyki komicznej - to muszę przyznać, że żarciki i podteksty bardzo mi się podobały.
Koniec końców książka nie jest taka zła. Muszę jednak zaznaczyć, że w pierwszej kolejności powinni przeczytać ją osoby, które lubią fantastykę. Dla mnie była to miła odskocznia od tego co zwykle czytam, jednak nadal czekam na książkę o smokach, goblinach, elfach, etc., która spowoduje, że będę chciała dalej kontynuować przygodę w sferze nadprzyrodzonej. Choć muszę przyznać, że miejsce akcji, biurowiec w Londynie, i niecodzienne przedstawienie relacji biurowych bardzo mi się podobało. Nie jest to typowe umiejscowienie tego typu książek.
Ocena: 3/6. Niedogodnością dla mnie były dla mnie niesamowicie długie rozdziały. Krótkie rozdziały dają mi elastyczność jeżeli chodzi o przerwanie czytania. Ponadto fabuła strasznie wolno się rozkręca. Czytając książkę przy każdym rozdziale zadawałam sobie pytanie: 'Czy to już? Czy teraz znajdzie te drzwi?' To, że tytułowe drzwi Paul znalazł dopiero w połowie książki, nawet później, bardzo mnie uradowało. Znalazłabym jeszcze parę wad, ale jakoś nie potrafię wyrazić ich słowami, więc to musi wystarczyć. Wszystkie te wady nie przeszkodziły mi jednak cieszyć się, jak głupi do sera, jak przygoda znalazła swoje rozwiązanie.
Zdaję sobie sprawę, że mogłam dość ostro potraktować tę pozycję, ale jak coś mi się nie podoba to mówię otwarcie. Po za tym nie mogłabym skłamać, bo ktoś zachęcony opinią i by mu się nie spodobało, mógłby złożyć reklamację. :) Tym miłym akcentem kończę swoje wypociny.
★★★★★☆☆☆☆☆
Muzyka: SBTRKT - Trials of the Past