Tytuł: Wołanie kukułki
Tytuł oryginału: The Cuckoo's Calling
Autor: Robert Galbraith
Data wydania: grudzień 2013 r.
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 452
"Ciało supermodelki Luli Landry zostaje znalezione pod balkonem jej londyńskiego apartamentu. Policja stwierdza samobójstwo, lecz brat ofiary nie wierzy w tę wersję i zatrudnia prywatnego detektywa, Cormorana Strike'a.
Strike jest weteranem wojennym, podczas służby w Afganistanie ucierpiał fizycznie i psychicznie. Ma kłopoty finansowe i właśnie rozstał się z kobietą swojego życia. Sprawa Luli to dla detektywa szansa na odbicie się od dna, ale im bardziej wikła się w skomplikowany świat wyższych sfer, tym większe grozi mu niebezpieczeństwo.
Wołanie kukułki to wciągająca klimatyczna powieść zanurzona w londyńskiej atmosferze spokojnych uliczek Mayfair, ciasnych barów East Endu i tętniącego życiem Soho. Książka otwiera cykl kryminałów z Cormoranem Strikiem."
- od wydawcy
Jak tylko zobaczyłam reklamy tej książki, zapragnęłam ją mieć. Dostałam ją na Gwiazdkę. Z początku obawiałam się, że pani Rowling (jak już pewnie wszyscy wiedzą, że Robert Galbraith to tylko pseudonim) nie ma talentu do pisania książek skierowanych do grona trochę starszego - Trafny wybór w moim odczuciu to porażka nad porażkami. Bałam się, że i w tym przypadku tak będzie. Zanim zaczęłam czytać książkę, przeczytałam kilka recenzji i muszę przyznać, że podniosło mnie to na duchu. Wiele osób chwaliło książkę. Więc pełna zapału zabrałam się za czytanie.
O matko! Jak to się na początku dłużyło! Ale od początku. Głównym bohaterem jest Cormoran Strike. Weteran wojenny, który obecnie pracuje jako detektyw i znajduje się w dość kiepskim momencie w życiu - rozpadł się jego długoletni związek, a sam bohater nie ma gdzie mieszkać. Drugą ważną bohaterką jest Robin, dziewczyna, która przychodzi do biura detektywistycznego, aby przez krótki okres pracować jako sekretarka Cormorana. I najpewniej nasz bohater nie wyszedłby z ogromnych długów i wylądowałby na ulicy, gdyby nie zgłosił się do niego John Bristow, prawnik i przyrodni brat modelki Luli Landry. I właśnie o tę modelkę cała sprawa. Kilka miesięcy temu Lula wypadła z balkonu w swoim apartamencie. Policja stwierdziła samobójstwo, lecz zrozpaczony brat nie chce w to wierzyć, dlatego wynajmuje detektywa, aby ten rozwiązał sprawę. No i tu zaczynają się schody. Jest to książka bardziej o tym jak wygląda praca detektywa i jakie są jego poszczególne kroki, a nie taka, w której chodzi o zabawę w kotka i myszkę prowadzoną przez stróża prawa i mordercę. Kiedy w końcu okazuje się 'kto zabił' nie ma zbierania zębów z podłogi, bo nikt się tego nie spodziewał. Fakt, przyznaję, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale nie wydarłam się na pół bloku 'O MATKO! TO NIE MOŻLIWE! TO NIE MOŻE BYĆ ON/ONA'. Jeśli chcecie się przekonać jak rozwiązała się sprawa modelki i czy detektyw w ogóle doszedł do tego, musicie sami się przekonać.
Kilka słów o okładce. Strasznie mi się podoba! Połączenie niebieskiego z żółtym wywołuje u mnie pewien rodzaj nostalgii, melancholii. Dodatkowo wygląda jakby opustoszałe i osnute mgłą ulice Londynu należały wyłącznie do tego osamotnionego człowieka na okładce.
Muszę przyznać, że książka pozostawiła mnie z niełatwym orzechem do zgryzienia. Nie lubię nie kończyć serii, ale do końca nie wiem czy ta porwała mnie aż tak bardzo, żeby ją kontynuować. Jedno wiem na pewno: nie kupię kolejnych tomów. Pewnie zanim trafią do bibliotek trochę minie czasu, ale ten czas poświęcę na podjęcie decyzji. Tymczasem polecam tę książkę jako miłą i fajną lekturę. Mimo że to kryminał to nie trzyma aż tak bardzo w napięciu, dlatego osoby o mniejszej tolerancji na niepewność i pewien rodzaj niepokoju również będą z niej zadowolone.
Uporałam się ostatnio z upiorem, jaki zrodził się podczas czytania Stukostrachów. Mam nadzieję, że niedługo będę mogła Wam przedstawić swoją opinię na jej temat. :)
★★★★★★★☆☆☆