Tytuł: Kruk
Tytuł oryginału: The Blackest Bird
Autor: Joel Rose
Data wydania: styczeń 2008 r.
Wydawca: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 368
"Zagadkowe morderstwo, wojny nowojorskich gangów, klimat rodem z Edgara Allana Poe - a to wszystko w stylowym i błyskotliwym kryminale Joela Rose'a.
W lipcu 1841 roku w Nowym Jorku znika młoda kobieta. Po kilku dniach jej ciało zostaje wyłowione z rzeki, wszystko wskazuje na to, że popełniono zbrodnię. Policja i mieszkańcy gubią się w domysłach, ślady prowadzą donikąd. Jest tylko jeden człowiek gotów podjąć się rozwikłania zagadki...
W mrocznej powieści Joela Rose'a wątki fikcyjne przeplatają się z rzeczywistymi, a postaci historyczne kroczą ramię w ramię ze zmyślonymi, prowadząc do rozwiązania łamigłówki. Wojny gangów, hieny cmentarne, wskazówki zawarte w romantycznych poematach, a przede wszystkim groźny i frapujący dziewiętnastowieczny Nowy Jork - Kruk to stylowy błyskotliwy kryminał, od którego trudno się oderwać."
- od wydawcy
Już nawet nie pamiętam od jak dawna ta książka leżała u mnie na półce. Obawiam się, że nie skłamałabym za bardzo, gdyby okazało się, że mam ją już od ok. sześciu lat. Kupiona została za jakieś grosze na stoisku książkowym w M1 w warszawskich Markach. Początki liceum to była moja wielka fascynacja twórczością Edgara Allana Poe. Moje ulubione utwory to Dzwony i właśnie Kruk. Więc bardzo zaintrygowała mnie książka, która nosi taki sam tytuł, a mężczyznę na okładce można wziąć za poetę w młodości - oczywiście z przymrużeniem oka. Jednak moja fascynacja poetą skończyła się tak samo szybko, jak się zaczęła i książka wylądowała na półce.
W każdym razie stwierdziłam, że chyba w końcu wypada ją przeczytać. I tak oto znalazła się w moim bagażu na wakacje w Grecji. Nie jest zbyt gruba, na cienkim papierze i przede wszystkim z miękką okładką, więc za dużo nie waży. Skończyło się tak, że przez ostatnie dwa dni nie miałam co czytać.
Wizualnie książka jest całkiem w porządku. Dość przemyślana okładka oddająca klimat Nowego Jorku w XIX wieku i klimat utworów Edgara Allana Poe. Litery nie są za małe. Kartki są koloru starego, pożółkłego papieru. Nawet pachnie jak stara książka, ale może to zasługa starego regału ze starymi książkami, na którym była trzymana. Któż to wie?
Styl autora nie powala, ale też nie czyta się tego jak znienawidzoną lekturę szkolną. Momentami tylko byłam przytłoczona trochę rozwlekłymi opisami stanu psychicznego, otaczającego świata i innych takich. Fabuła jest trochę za bardzo rozwlekła. Nie jest to taki typowy kryminał, co to trzyma czytelnika w napięciu do ostatniego zdania. Jest to bardziej fabularyzowana historia. Autor wziął wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości i na ich kanwie ułożył FIKCYJNĄ opowieść, w której nie do końca chodzi o to, żeby rozwikłać zagadkowe morderstwo. Książka chyba bardziej zainteresuje osoby, które lubią Edgara Allan Poe i chcą poznać jak wyglądały ostatnie lata jego życia. Bo muszę przyznać, że jeżeli chodzi o zebranie materiałów do książki to autor wykonał świetną robotę. Na końcu książki jest zamieszczona nota od autora, w której wyjaśnia z jakich źródeł pochodzą konkretne informacje itd. Na pewno była to mozolna praca, żeby wszystko przestudiować. I nie mówię tylko o samym życiu poety, ale o informacjach dotyczących np. sprawy Johna Colta czy sprawą zabójstwa Marii Rogers, która to przewija się przez całą książkę.
Książka zaczyna się prologiem, w którym są przedstawione myśli zabójcy. Już od tego momentu czytelnik wie, że morderca nie był obojętny Marii Rogers, że ją kochał. Śledztwem zajmuje się Stary Hays (nie pamiętam w tym momencie jego imienia), który jest naczelnikiem w nowojorskim więzieniu Tombs. Jest on osobą skupioną na swoim celu, i którego boją się wszyscy przestępcy. Nawet stał się inspiracją dla detektywa Dupina z utworów Edgara Allana Poe, w tamtym czasie bardzo biednego, ale docenianego, poetę i krytyka. Na początku w ogóle nasz detektyw nie może rozpocząć śledztwa, bo zwłoki znaleziono w Hoboken i były problemu na tle przepychanek politycznych. Jak już śledztwo ruszyło, okazało się, że Stary Hays ma za mało dowodów i ani jednego podejrzanego. Oczywiście przez większość śledztwa, które trwało dobre kilka lat, podejrzanym był nie kto inny, jak Edgar Allan Poe. Pojawili się w dochodzeniu również Samuel Colt (tak, ten od rewolweru), Tommy Coleman, herszta jednego z gangów Nowego Jorku. Jak się wszystko skończyło musicie przekonać się sami. Lecz uprzedzam, nie oczekujcie zwrotów akcji i pościgów. Więcej się dowiecie na temat życia mieszkańców XIX-wiecznego Gotham niż szybkiego rozwiązania zagadki. Zresztą nawet jak ją w końcu rozwiązali i ujawnili kto jest mordercą nie było takiego "łał".
Po skończonej lekturze miałam mieszane uczucia. Do końca nie wiem czy ta książka mi się podobała czy nie. Na pewno nie było to czego się spodziewałam, a mianowicie typowego kryminału, w którym detektyw usilnie prowadzi z mordercą zabawę w kotka i myszkę. Było to na pewno coś innego. Czy lepszego? Chyba nie, ale nie było też najgorsze. Jak już napisałam wcześniej będzie to raczej lepsza zabawa dla fanów Edgara Allana Poe niż dla osoby, która szuka dreszczowca.
W każdym razie stwierdziłam, że chyba w końcu wypada ją przeczytać. I tak oto znalazła się w moim bagażu na wakacje w Grecji. Nie jest zbyt gruba, na cienkim papierze i przede wszystkim z miękką okładką, więc za dużo nie waży. Skończyło się tak, że przez ostatnie dwa dni nie miałam co czytać.
Wizualnie książka jest całkiem w porządku. Dość przemyślana okładka oddająca klimat Nowego Jorku w XIX wieku i klimat utworów Edgara Allana Poe. Litery nie są za małe. Kartki są koloru starego, pożółkłego papieru. Nawet pachnie jak stara książka, ale może to zasługa starego regału ze starymi książkami, na którym była trzymana. Któż to wie?
Styl autora nie powala, ale też nie czyta się tego jak znienawidzoną lekturę szkolną. Momentami tylko byłam przytłoczona trochę rozwlekłymi opisami stanu psychicznego, otaczającego świata i innych takich. Fabuła jest trochę za bardzo rozwlekła. Nie jest to taki typowy kryminał, co to trzyma czytelnika w napięciu do ostatniego zdania. Jest to bardziej fabularyzowana historia. Autor wziął wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości i na ich kanwie ułożył FIKCYJNĄ opowieść, w której nie do końca chodzi o to, żeby rozwikłać zagadkowe morderstwo. Książka chyba bardziej zainteresuje osoby, które lubią Edgara Allan Poe i chcą poznać jak wyglądały ostatnie lata jego życia. Bo muszę przyznać, że jeżeli chodzi o zebranie materiałów do książki to autor wykonał świetną robotę. Na końcu książki jest zamieszczona nota od autora, w której wyjaśnia z jakich źródeł pochodzą konkretne informacje itd. Na pewno była to mozolna praca, żeby wszystko przestudiować. I nie mówię tylko o samym życiu poety, ale o informacjach dotyczących np. sprawy Johna Colta czy sprawą zabójstwa Marii Rogers, która to przewija się przez całą książkę.
Książka zaczyna się prologiem, w którym są przedstawione myśli zabójcy. Już od tego momentu czytelnik wie, że morderca nie był obojętny Marii Rogers, że ją kochał. Śledztwem zajmuje się Stary Hays (nie pamiętam w tym momencie jego imienia), który jest naczelnikiem w nowojorskim więzieniu Tombs. Jest on osobą skupioną na swoim celu, i którego boją się wszyscy przestępcy. Nawet stał się inspiracją dla detektywa Dupina z utworów Edgara Allana Poe, w tamtym czasie bardzo biednego, ale docenianego, poetę i krytyka. Na początku w ogóle nasz detektyw nie może rozpocząć śledztwa, bo zwłoki znaleziono w Hoboken i były problemu na tle przepychanek politycznych. Jak już śledztwo ruszyło, okazało się, że Stary Hays ma za mało dowodów i ani jednego podejrzanego. Oczywiście przez większość śledztwa, które trwało dobre kilka lat, podejrzanym był nie kto inny, jak Edgar Allan Poe. Pojawili się w dochodzeniu również Samuel Colt (tak, ten od rewolweru), Tommy Coleman, herszta jednego z gangów Nowego Jorku. Jak się wszystko skończyło musicie przekonać się sami. Lecz uprzedzam, nie oczekujcie zwrotów akcji i pościgów. Więcej się dowiecie na temat życia mieszkańców XIX-wiecznego Gotham niż szybkiego rozwiązania zagadki. Zresztą nawet jak ją w końcu rozwiązali i ujawnili kto jest mordercą nie było takiego "łał".
Po skończonej lekturze miałam mieszane uczucia. Do końca nie wiem czy ta książka mi się podobała czy nie. Na pewno nie było to czego się spodziewałam, a mianowicie typowego kryminału, w którym detektyw usilnie prowadzi z mordercą zabawę w kotka i myszkę. Było to na pewno coś innego. Czy lepszego? Chyba nie, ale nie było też najgorsze. Jak już napisałam wcześniej będzie to raczej lepsza zabawa dla fanów Edgara Allana Poe niż dla osoby, która szuka dreszczowca.
★★★★★★☆☆☆☆